czytaj "odchudzania kotów", trzeba sobie jakoś radzić!
Obmyśliłam sobie, pewnego dnia, sprytny plan
najpierw wtopiłam się w otoczenie,
absolutnie mnie nie było widać, nic, a nic!
wyczekałam sprytnie na odpowiedni moment...
delikatnie, cichuteńko, przysunęłam pyszczek do jedzonka.. 
już czułam na języczku ten boski smak, a w brzuszku mi głośno zaburczało...
odsunęłam się na z góry upatrzoną pozycję i 
wykonałam manewr zawłaszczający
i byłam już
tuż, tuż, od sukcesu mojej misji
i wtedy znowu! 
Znowu wyskoczyła na mnie Łysa, że niby koty nie jedzą brzoskwiń. 
Phi! Też mi coś. Niech nie jedzą, a co mi tam. Ich sprawa! 
Ja jadłam, jem i będę jadła, to znaczy jadłabym, gdyby nie ta Łysa!! 
Kto mnie teraz przytuli? buuuuuu